Tydzień na wakacjach w Egipcie, trzy tysiące dolarów za "organizację" i na końcu polski test teoretyczny. Tak wygląda przepis na "tworzenie kierowców", którzy zamiast uczyć się jeździć, wolą kombinować, tworząc śmiertelne niebezpieczeństwo na naszych drogach.
Na samą myśl o egzaminie na prawo jazdy kursantów przechodzą dreszcze, a po wielokrotnych porażkach niejeden udaje się do psychologa, ponieważ nie jest w stanie poradzić sobie z olbrzymim stresem, jakiego dostarcza państwowy egzamin. Jeszcze kilka lat temu poziom zdenerwowania obniżano łapówką za przymykanie oczu na błędy, jednak "lewa jazdy" skończyły się wraz z wprowadzeniem monitoringu w samochodach egzaminacyjnych.
Ale jak wiadomo rynek nie lubi próżni dlatego pseudoprzedsiębiorcy szybko zaczęli oferować wakacje z przyspieszonym kursem prawa jazdy poza granicami kraju. "Kursant" często nawet nie widzi samochodu na oczy, a zamiast uczyć się – popija drinki w hotelu.
Prawo jazdy all inclusive
"Prawo jazdy bezstresowo", "100 proc. skuteczności" – w ten sposób krzyczą do nas nagłówki ogłoszeń w internecie, zachęcające do nielegalnego otrzymania prawa jazdy. Na jedno z takich ogłoszeń odpowiedziała Marta, mieszkanka Krakowa. Na kurs prawa jazdy, razem z egzaminami, chodziła przez 3 lata. Do egzaminów teoretycznych i praktycznych, łącznie, podchodziła 14 razy. Za każdym razem bez powodzenia.
- Byłam już kompletnie załamana, musiałam mieć te prawo jazdy. Nawet przed chłopakiem było mi wstyd przyznać się do liczby egzaminów. Robiłam to w tajemnicy. Ja umiem jeździć, ale te nerwy mnie zżerały. Noga chodziła na sprzęgle jak pralka podczas wirowania – opowiada o swoich próbach Marta.
- Znajomy podesłał mi ogłoszenie do firmy, która organizowała "wczasy dla przyszłych kierowców". Oferowali pobyt w Egipcie, zakwaterowanie, jedzenie. Czyli tak jak na normalnych wakacjach. Jedyne, co miałam zrobić, oprócz leżenia na plaży, to iść z paszportem do biura meldunkowego i potwierdzić razem z umową miejsce zamieszkania. Po zapłaceniu 4 tys. złotych i dziesięciu dniach dostałam do ręki swoje uprawnienia i dokument potwierdzający zameldowanie w Egipcie. Nikt nie pytał, czy siedziałam kiedyś za kierownicą – dodaje.
- Od kilku miesięcy jeszcze nie miałam odwagi iść do urzędu, żeby zmienić na polskie prawo jazdy. Podobno, jak ktoś jest zameldowany tymczasowo w innym kraju, nie musi tego przerabiać, dlatego dalej jeżdżę z egipskimi dokumentami i kartą meldunkową – puentuje Marta.
- W przypadku wymiany prawa jazdy wydanego przez państwo niebędące państwem członkowskim Unii Europejskiej należy wystąpić do organu wydającego o potwierdzenie danych i informacji zawartych w dokumencie prawa jazdy. Gdy nie jest możliwe ustalenie organu wydającego, wystąpienie o potwierdzenie jest dokonywane za pośrednictwem polskiego przedstawicielstwa dyplomatycznego w tym państwie – mówi o legalizacji prawa jazdy podinsp. Grażyna Puchalska z Komedy Głównej Policji
A to oznacza, ze jeśli nasze dane nie potwierdzą się, możemy odpowiadać karnie.
(Nie)legalnie
Inną "cwanym" pomysłem na zdobycie prawa jazdy są kursy odbywane poza granicami kraju, ale na terenie UE. W ostatnich latach szczególną popularność zdobyły kursy w Cieszynie i Ostravie, czyli czeskich miastach położonych niedaleko polskiej granicy.
Ceny kursu zaczynają się od 3000 złotych, w zamian "dostajemy" tłumacza, 30 godzin jazdy i kurs teoretyczny. Na końcu bezstresowy egzamin - test jednokrotnego wyboru oraz dużo większa skala błędu podczas jazdy. Ale przede wszystkim dokument, który bez problemu wymienimy w polskim urzędzie. To wszystko odbywa się legalnie, ale…
Żeby dostać się na państwowy egzamin musimy być zameldowani lub zatrudnieni w Czechach. To właśnie ten przepis otwiera furtkę do popełniania przestępstw. W rozmowie telefonicznej z mężczyzną reprezentującym jedną z czeskich szkół jazdy dowiedzieliśmy się, że wraz z rozpoczęciem kursu zostaniemy zameldowani w Czechach – wraz z 40 innymi osobami - i następne pół roku uczymy się jeździć. Niekoniecznie za granicą. Po upływie ustawowego czasu meldunkowego jesteśmy zapisywani na egzamin, żeby po jego zdaniu dostać legalny dokument.
Kup pan kota w worku
Żeby sprawdzić, w jaki sposób można zdobyć "lewo jazdy", zadzwoniliśmy pod jeden z kilkudziesięciu numerów dostępnych w sieci i… wysłuchaliśmy porad.
- Na początku musi pan przesłać ksero dokumentów potrzebnych do legalizacji pobytu, tj.: dowód, zdjęcie, paszport. Po kilku dniach spotykam się z panem w ustalonym miejscu, przekazuję dokumenty do podpisania i za kolejny tydzień może pan odebrać gotowe prawo jazdy. Kosztuje to 3 tys. dolarów za dowolną kategorię, kolejna jedyne 400 dolarów. W Polsce trzeba je walidować i ma pan legalne "papiery" – powiedział nam mężczyzna trudniący się nielegalnym załatwianiem praw jazdy.
Ale mężczyzna "załatwiający" prawo jazdy zapomniał o zmianie przepisów. Teraz, po zmianie, Polacy posiadający zagraniczne prawo jazdy muszą zdać dodatkowy egzamin, aby zweryfikować swoją wiedzę.
- Żeby złożyć wniosek do urzędu, potrzebne jest tłumaczenie dokumentu, zdjęcie oraz zagraniczne prawo jazdy. U nas pan otrzymuje skierowanie do ośrodka ruchu drogowego na egzamin teoretyczny i po zdaniu otrzymuje pan polskie prawo jazdy – mówi urzędnik w Wydziale Komunikacji Urzędu Miasta w Poznaniu.
Na szczęście dla wszystkich korzystających z dróg publicznych takie ogłoszenia o "załatwianiu" dokumentów, to zazwyczaj zwykłe oszustwa. Pseudoprzedsiębiorcy tylko czekają na swoje ofiary, a po opłaceniu zaliczki znikają bez śladu. Kiedy zechcemy zgłosić sprawę na policję, "załatwiacze" czują się bezkarni, ponieważ posiadają dokumenty z naszymi podpisami świadczące o próbie przekupienia urzędnika obcego kraju.
Warto też wiedzieć, że za posługiwanie się fałszywym prawem jazdy grozi do 5 lat pozbawienia wolności. - Przy składaniu dokumentów w wydziale komunikacji może także wchodzić w rachubę przestępstwo, za które grozi nam do 3 lat, jeśli do uzyskania prawa jazdy doszło z użyciem np. przestępstwa korupcyjnego lub innego, to sprawcy odpowiadają karnie także za takie czyny – dodaje podinsp. Grażyna Puchalska z KGP
- Niestety, największym problemem tego procederu jest brak wiedzy o sposobie nabycia prawa jazdy. Urzędnik w wydziale komunikacji tego nie wie i choć próba legalizacji takich uprawnień może budzić wątpliwości, to nigdy nie ma pewności, czy dane prawo jazdy były nabyte w sposób nielegalny, czy zgodnie z przepisami danego kraju – puentuje, chcący zachować swą anonimowość, policjant.
źródło: onet.pl